oddychanie integratywne Zdena Kmunickova warsztaty oddechowe psychologia transpersonalna

Oddychanie integratywne

Dorota Pawelec: Co można odkryć spoglądając w oczy wilka?

Kasia Kordylewska: Jest taka szamańska mantra – ”wilk wilk moje oczy twoje oczy”. Nie jest łatwo spojrzeć w oczy wilka. Kiedy już przypadkiem mamy takie szczęście w życiu, to spotykamy tam nasze pragnienie wolności, znajdujemy też odpowiedzi na ważne dla nas pytania. Często używamy tej mantry, kiedy znajdujemy się w sytuacji, z której nie widzimy wyjścia. Kiedy w życiu pogubiliśmy się tak, że czujemy i prosimy o jakąś pomoc z zewnątrz. Wtedy wyruszamy na spotkanie z wilkiem, spoglądamy mu w oczy jeśli tylko jesteśmy w stanie to spojrzenie wytrzymać dostajemy odpowiedź. 

Często też spojrzenie w oczy wilka jest symbolicznym momentem, wkroczeniem na drogę poznania, rozwoju świadomości. Jest drogą w stronę poszukiwania wolność absolutnej. Wolności „od” i wolności „do”. Kiedy na nią wkroczymy – odkrywamy, że nie ma już z niej powrotu. Zawrócenie  oznaczałoby zdradę samego siebie. Ktoś kto zagłuszył to wołanie alkoholem, narkotykami, pracoholizmem, ekstremalnymi sportami, seksem pozbawionym doświadczania prawdziwej przyjemności w głębi duszy jest bardzo smutny. Bardzo często o płytkich relacjach, z nagromadzoną agresją, apatią, potrzebujący silnych wrażeń aby cokolwiek poczuć. 

DP: Poznałaś już wiele metod terapii, co mogą uleczyć wilki? 

KK: Archetyp wilka w tradycjach szamańskich jest  symbolem wolności

Zauważyłam, że my mamy te archetypy niejako zapisane w komórkach. Jest to bardzo prosty sposób, który do nas przemawia. Posługiwanie się tymi symbolami jest niewątpliwym skrótem jakiego mogę użyć w swojej pracy z klientami. Dotyczy to zarówno pracy indywidualnej jak i pracy na warsztatach rozwojowych, czy w pracy z zespołami korporacyjnymi. Nie używając już przenośni, samo przebywanie na łonie przyrody, kiedy chodzimy boso, kiedy zaczynamy oddychać pełną piersią, kiedy otwieramy szeroko oczy, kiedy wyostrza się nasz słuch, węch, kiedy aktywują się wszystkie zmysły, gdy nasze ciała dotykają żywioły, powoduje zatrzymanie się pędzącego się umysłu. Jest to dobry moment, żeby zacząć wyprawę po samego siebie. Wyprawę po swoje marzenia, po pragnienia. Wyprawę po wolność od natręctw chorej myśli, poczucia winy, żalu do siebie, do innych, poczucia krzywdy, bezradności, lęku. To dobry sposób na uzdrawianie się własnymi siłami.

DP: W kulturze masowej wilka przestawia się jako istotę ziejącą niewieścią. Co odkryłaś badając analogie pomiędzy życiem watah wilczych a życiem człowieka?

KK: Pytasz mnie o analogie między wilczymi watahami a naszym ludzkim życiem? Bardzo mnie zajmuje poszukiwanie wspólnych cech między nami a wilkami. I gdybym chciała udzielić wyczerpującej odpowiedzi to byłby to materiał na długą książkę. Pokrótce i bardzo ogólnikowo powiem ci, że hierarchia oraz modus operandi, które taka wataha wilków wypracowuje sobie by przede wszystkim przetrwać, jest właśnie współdziałanie. Wataha musi brać pod uwagę dalekosiężne cele, muszą umieć ze sobą współpracować, rozpoznawać swoje miejsce, swoje predyspozycje i kompetencje. Wilki doskonale wiedzą jaką pełnią rolę i jaką ponoszą odpowiedzialność. Świetnie wiedzą, kiedy jest czas odpoczynku, zabawy kiedy jest czas wychowywania szczeniąt,  łowów, a kiedy przychodzi czas rozpoznawania, weryfikacji i wyprawy w poszukiwaniu nowego terenu do życia. Życie watahy opiera się na wspólnym działaniu i nie nieustannej dynamice. Otwartości na zmiany. A tego samego przecież uczymy się poruszając się w różnych grupach ludzi niezależnie od tego, czy będzie to zespół korporacyjny czy grupa mężczyzn, którzy spotykają się co roku, żeby się wspólnie rozwijać. Ucząc się na własnej skórze kim jest dobry przywódca i co takiego w sobie ma, że reszta członków grupy potrafi mu zaufać za nim podążać. Uczą się również rozpoznawać moment, w którym już nie ma dla nich miejsca w tej watasze, w tej organizacji, kiedy pozostanie oznaczałoby brak rozwoju. Wtedy przychodzi czas wielkiej zmiany. Czas by założyć swoją własną watahę, firmę, czas odejść „na swoje” i stać się przywódcą świadomym i odpowiedzialnym za przestrzeń którą wytwarzają.

Bardzo jasno tu widać paralelę między ludzkimi organizacjami a watahami wilków. Podobnie jest, kiedy przekładamy życie i współdziałanie samca i samicy Alfa na ludzką relację partnerską. Świadome przyjęcie takiej roli obu partnerów, oznacza bardzo zdrową relację współzależności połączoną w konstruktywnym działaniu. Jesteśmy dla siebie pełnowartościowymi partnerami. Wilczyca Alfa nie przenosi odpowiedzialności za życie i egzystencję watahy na samca. Jej rolą nie jest tylko i wyłącznie opieka nad dziećmi, gdyż tak intensywna eksploatacja samca powoduje, że zostaje wdową w wieku 50 – 60 lat. Tak niestety mówią statystyki – mężczyźni, żyją zdecydowanie krócej od kobiet. Organizm mężczyzny, który walczy o dobra materialne oraz z całym otaczającym światem, żeby chronić rodzinę przed jego niebezpieczeństwami nieustannie wydziela katecholaminy. 

Ta nieustana presja, stres powodują, że działamy jak wilki szykujące się do walki. Nasze nadnercza wydzielają ogromne ilości katecholamin, które co prawda wyostrzają zmysły, dają energię, ale powodują wzrost ciśnienia tętniczego krwi, zmieniają metabolizm, powodują przekierowanie krwi z narządów jamy brzusznej do mięśni, co w konsekwencji prowadzi do wielu chorób. Przewlekły stres to jeden z najsilniejszych czynników ryzyka chorób sercowo-naczyniowych – zawału serca oraz udaru. W krajach wysokorozwiniętych jest to główną przyczyną zgonów. Organizm nie może ciągle walczyć.

Dzisiejszy świat to polowanie na dobra materialne, ochrona dzieci przed różnymi zagrożeniami cywilizacyjnymi, rywalizacja w grupie. Ilość bodźców wzrosła wielokrotnie w stosunku do tego co zaprogramowała w nas ewolucja.  Kobiety w starym stereotypie podziału ról, chętnie czerpią z dóbr płynących ze złowionego zwierza, ale niechętnie współpracują przy polowaniu chowając się za rolą matki często już dorosłych  dzieci. Inna sprawa, że dzieci do późnego wieku pozostają niesamodzielne między innymi za sprawą swoich matek i nieobecnych w ich życiu ojców, menadżerów w pojedynkę uganiających się za łupem. Wilcza matka wie, że to co najlepszego może dać swoim dzieciom w pierwszym okresie życia to bezwarunkowa miłość, czułość, dotyk, przyjęcie i uwaga. W kolejnym etapie najważniejsza będzie umiejętność samodzielnego poruszania się w świecie. Młode wilki bardzo wcześnie uczestniczą w życiu całej watahy. Uczą się swojej roli, swojego miejsca tak, by mogły stać się pełnowartościowymi członkami przyczyniającymi się dobru całości. Mają też bardzo jasny wzorzec matki i ojca i ich równo cennego działania. Nikt tu nikogo nie wykorzystuje.  Samiec nie potrzebuje podporządkowania samicy po to, aby miał status samca Alfa. On nim jest i swoją samice uznaje jako sobie równą. Samica nie robi z siebie niepełnosprawnej, niedojrzałej dziewczynki, która ma wobec partnera postawę roszczeniową. Nie ma oczekiwań co do pokrętnego podziału ról,  zwalniając siebie z wzięcia odpowiedzialności za całość funkcjonowania stada.

 Samica Alfa nie kastruje też swojego samca po to by pokazać że jest Alfa. Ona nią po prostu jest. I ona również uznaje swojego partnera jako równego sobie.

W ogóle para Alfa to bardzo ciekawy temat. Myślę, że moglibyśmy się w wielu dziedzinach życia inspirować się nimi. Wilki kierowane mądrością, instynktem, dobrze wiedzą jak pozostawić dla siebie atrakcyjne seksualnie (a co ciekawe są monogamiczne). Wiedzą jak ze sobą współpracować, jak o siebie nawzajem dbać. 

DP: Prowadzisz cykl warsztatów dotyczących oddychania holotropowego, które wywodzi z psychologii transpersonalnej – między innymi w Ośrodku Tu i Teraz na Mazurach.  Możesz coś więcej powiedzieć o tej metodzie?

KK: Och przepięknie jest w Kawkowie! Uwielbiam te soczyste łąki, bory i leśne jeziora, wszystko tam do mnie mówi. To niezwykłe żywe miejsce, pełne wspierających duchów przyrody. Cudownie się tam pracuje. Na pełnym oddechu! Już samo to miejsce jest niezwykłą przestrzenią. Trochę jak z baśni, jak ze snu. Ja bardzo chętnie w swojej pracy wykorzystuje metody, które prowadzą do zmiany stanu świadomości. To bardzo dobry sposób kontaktowania się z czymś co wykracza poza obszar nas samych, pozwala na wędrówkę poza granice naszego umysłu. To trochę jak byśmy dostawali możliwość dryfowania po innych światach. Jakbyśmy przekraczali to, co jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. To też super sposób na skontaktowanie się ze swoją podświadomością, czyli z tymi częściami, do których w  naszym codziennym życiu nie mamy dostępu. Poprzez pogłębiony oddech, transową muzykę  wchodzimy w stan, w którym otwieramy drzwi …kolejne i kolejne.. Te drzwi często prowadzą  do wspomnień. Najczęściej z dzieciństwa, dnia  wczorajszego.  Pełne są mglistych obrazów, emocji, zdarzeń, złego niechcianego dotyku. Te warsztaty dają ogromną przestrzeń do uwalniania tych nagromadzonych traumatycznych doświadczeń. Jest w tej przestrzeni  również miejsce na przypomnienie dobrych, silnych momentów w naszym doświadczeniu, o których często zapominamy. Możemy się o nie oprzeć, kiedy psychika rozsypuje się jak puzzle. To przestrzeń dobra do integracji, do poskładania się w całość.

Pojęcie psychologia transpersonalna zajmuje się szerokim obszarem doświadczeń człowieka w kontekście przekraczającym jego biografię. Pojęcie psychospirytualnego kryzysu wprowadzili Krystyna i Stanisław Gryfowie. Psycholodzy, psychoterapeuci i psychiatrzy pracujący w nurcie transpersonalnym odchylają się od klasycznego diagnozowania klientów. Nie nazywają zachowaniami psychotycznymi przeżywanie własnego ja. Czasem to przeżywanie odbywa się  w niezwykły sposób, np. w stanach bliskich doświadczeniu śmierci, archetypalnych fenomenów, mających inkarnacyjne wspomnienia, słyszących dźwięki, głosy… Często u pacjentów o takich doświadczeniach diagnozowano schizofrenię skazując ich tym samym, na długoterminową psychofarmakoterapię. Ta niewłaściwie postawiona diagnoza skazywała na niepełnosprawność do końca życia (Z badań wynika, ze około 15% pacjentów z diagnozą psychozy, to ludzie przechodzący taki kryzys). To bardzo ważne w przypadku pacjentów potrzebujących wsparcia przebiegu duchowego kryzysu. Metoda holotropowego czy integratywnego oddychania mogą być formą pomocy. Włączenia tych doświadczeń w obszar poznania  nie musi prowadzić do rozszczepienia i dezintegracji osobowości. Mogą one służyć w zintegrowaniu i wzbogaceniu na drodze wewnętrznego i duchowego rozwoju. 

Dzięki wglądom w czasie zmienionego stanu świadomości i głębokiego relaksu uwalniamy swój twórczy potencjał. Możemy na bardzo głębokich poziomach uwolnić blokady, które nam uniemożliwiały połączenie się z własną wizją i misją. Ja bardzo często dostaję jakiś wgląd, przychodzi do mnie jakaś myśl, obraz, scena, cała sekwencja. Bardzo lubię chodzić na te seanse wtedy, kiedy nad czymś pracuję, np. nad filmem, nad obrazem. Idę wtedy po pomysł. Zdarza się że pojawi się tam jakaś subtelna emocja, ale też często coś konkretnego. To dobre dla artystów pracujących nad jakimś dziełem. Świetne dla kogoś, kto dopiero szuka swoich talentów.

DP: Dlaczego oddech, który jest w nazwie metody jest dla niej taki kluczowy?

KK: Sama metoda oparta jest na specyficznym, nieznacznie przyspieszonym oddechu w kombinacji ze specjalnie dobraną muzyką, jak również tym co się dzieje na sali. Oddycha się w wśród innych oddychających ludzi, więc i to pole też ma swój znaczący udział w tym, czego doświadczamy podczas seansu. Dla całości doświadczenia duży wpływ ma również praca facylitatorów, to jakim sposobem pracują z ciałem oddychającego. Ważną częścią warsztatów jest też integracja tych doświadczeń, co nie oznacza próby interpretacji. Zachęcam zawsze do tego, aby wytworzyć własną księgę symboli, które pojawiają się w naszych snach, codziennym życiu  i odmiennych stanach świadomości.

DP: Czym różni się metoda oddychania integratywnego od holotropowego? 

KK: To ta sama technika. Mają ten sam korzeń. Sama natomiast metoda oddychania integratywnego dr Zdeny Kmunickovej rozwijała się równolegle z metodą Grofa. Główne założenia są styczne, a w niektórych  poglądy się nieco rozchodzą.  Jedno z tych badań dotyczy programowania oddychających. Jeżeli na początku seansu we wprowadzeniu opowiemy uczestnikom o możliwości doświadczenia porodu w czasie seansu, to możemy mieć pewność, że przynajmniej kilkoro na 30 uczestników takie właśnie doświadczenie będzie miało. Natomiast, kiedy pominiemy te informacje zdarzy się może jeden, dwa doświadczenia porodu. Staramy się nie wkładać uczestnikom oczekiwań  potencjalnych przeżyć. Mówimy o tym bardzo ogólnikowo, dajemy możliwość, aby każdy doświadczył tego, co akurat jest dla niego ważne. Aby był na to otwarty. W terapii transpersonalnej obowiązuje paradygmat o naturalnym wewnętrznym uzdrowicielu i wierzę w to, że to my sami potrzebujemy te wewnętrzne siły uzdrawiające aktywować. 

Pytanie tylko jak my facylitatorzy i według jakiego klucza jesteśmy w stanie rozpoznać moment, w którym należałoby już ingerować w doświadczenie oddychającego? Kiedy natomiast  pozostawić oddychającego samemu sobie? Skąd będziemy wiedzieli, że inner healing został aktywowany?

Obserwując oddychających którzy, przychodzą do nas na seanse kilkakrotnie w ciągu roku przez wiele lat, mamy możliwość dokładnej obserwacji ich stanu, wewnętrznego rozwoju, transformacji, którą przez ten okres przechodzą. Przejawia się ona w ich kondycji psychicznej i przekłada bezpośrednio na jakość życia, które prowadzą. Na wyraźną jego poprawę. U tych klientów zauważyliśmy, że potrzeba nieraz wielu seansów i uwolnienia na różnych  powiedzieć „płytszych” poziomach, napięcia mięśniowego, po to, by ta wewnętrzna siła samouzdrawiania mogła się załączyć. Trzeba cierpliwości, dobrego dotyku, wsparcia z zewnątrz, bodyterapii. Mamy do tego dobre warunki, ponieważ nigdy nie organizujemy masowych holotropowych akcji. Nie jesteśmy fabryką doznań, ale staramy się mieć osobisty kontakt z człowiekiem. Znamy jego historie, stan zdrowia, nie tylko po to, żeby wykluczyć zagrożenia i zmniejszyć własną odpowiedzialność, ale po to, żeby temu człowiekowi móc zaproponować jak najwięcej pomocy. Przy tym osobistym kontakcie możemy obserwować go, rozumieć czego naprawdę dotyczą jego problemy i prowadzić go na drodze  przemiany.  

DP: Wiem, że ważną częścią sesji terapeutycznych jest muzyka. W jaki sposób ją dobierasz? Jak ona wpływa na proces?

KK: Muzyka odgrywa sporą rolę. Może nawet bardziej chodzi tutaj o wibracje? Dlatego tak chętnie stwarzam przestrzeń dla żywych wibracji. Kiedy to tylko możliwe, używam muzyki na żywo. Daje to zupełnie inny rozmiar doświadczenia dźwięku. Wybieram muzykę według specjalnej dramaturgii. Na początku taką, która pomaga wejść głębiej w oddech połączyć się z ciałem a potem pozwalającą nas nieść, snuć opowieści, przenosić w inne przestrzenie. By na koniec przejść do muzyki uwalniającej, relaksacyjnej, która kończy seans. Muzyka umożliwia przeżywanie całego spektrum obrazów, uczuć i emocji, jest przewodnikiem i inspiracją. Może otwierać kolejne pokoje, lasy, komnaty, Galaktyki. Czasem też podczas seansu wcale jej nie zauważamy. Jest tylko tłem. Słucham dużo muzyki, chodzę z nią i zostawiam w głowie całe sety na kilka tygodni przed warsztatami. Inna muzyka mi w głowie gra, kiedy myślę o kobietach i o ich seksualności, coś innego się pojawia, kiedy myślę o kolejnych etapach drogi bohatera. Zupełnie inny set muzyczny pojawia się, kiedy myślę o odnawianiu duszy, kiedy przychodzi czas wejścia w światło, a inny też będzie przygotowywał mnie do wejścia do podziemi okresu zimowego. Ale sama doświadczyłam też oddychania bez muzyki w ciszy i nie miało ono „ gorszej” jakości. Muzyka może być ważnym pomocnikiem, ale nie warunkiem wejścia w holotropowy stan świadomości.

DP: Na czym polegają Zmienione stany świadomości ? Co się wtedy wydarza?

KK: Jest taka scena w filmie Olivera Stone The Doors kiedy mały Morisson jest świadkiem wypadku samochodowego, w którym ginie indianin. Morisson doznaje w tamtej chwili wglądu, który zresztą nazywa momentem swojej inicjacji szamańskiej. To taki moment kiedy rozczepia się rzeczywistość, kiedy drga powietrze, kiedy zaczynamy widzieć, czuć inaczej. Szerzej postrzegamy, w jakiś nieokreślony wyjątkowy sposób widzimy powiązania, doznajemy wyjątkowego stanu odczuwania. To są stany, które znamy jako ludzkość towarzyszące nam od początku. W kulturach szamańskich mówimy o szamańskim stanie świadomości. Taki stan może być spowodowany przyjęciem do swego ciała ducha rośliny halucynogennej, albo transowym tańcem przy dźwięku bębnów, czy też deprywacją snu, jak też długo trwającym postem od jedzenia i picia. Święci doznają objawień w stanach zmienionej świadomości przeżywając mistyczne spotkania z Bogiem. Również pod wpływem różnych psychoaktywnych substancji możemy przeżywać stany zmienionej świadomości. Może on nam przynieść szerszy wygląd,  i kontekst widzenia rzeczywistości. Pomaga postrzegać codzienność w wyjątkowy, rozszerzony sposób. Gdyby oczyścić drzwi percepcji, każda rzecz jawiłaby się taka, jaka jest: nieskończona. To cytat z Wiliama Blake. To tak jakbyśmy mieli dużo więcej danych na temat rzeczywistości. Widzimy rzeczy takimi jakie są. Metoda oddychania integratywnego jest całkowicie naturalna. Absolutnie nie wolno używać żadnych wspomagających substancji. To bardzo ważne, abyśmy przychodzili na te seanse „czyści”, żebyśmy na kilka tygodni przed tym nie używali psychoaktywnych substancji, narkotyków, nie nadużywali alkoholu. W czasie seansu mamy cały czas kontakt z ciałem i z tym co się dzieje na sali. Nieraz w ten stan wchodzimy głębiej, nieraz płycej.

DP: Czym jest przekraczanie Bram Percepcji podczas warsztatu i czy jest to bezpieczne dla użytkowników?

KK: Używam tej metafory idąc za Jimem Morrisonem, Aldousem Huxlejem i za jej twórcą Wliamemm Blakem. Dla mnie i uczestników oddychania integratywnego jest to przekraczanie drzwi percepcji, za którymi znajduje się tajemnicza komnata, a w niej są fantastyczne obrazy , doświadczenia plemienne i kosmiczne. Można mówić o sytuacji, w której staję się innym organizmem – o wejściu w skórę zwierzęcia i odbyciu szamańskiej podróży. Widzenie świata oczami wilka, niedźwiedzia albo ptaka – tak to może wyglądać. Zachęcam uczestników, aby kiedy to doświadczenie stanie się ich udziałem, pozwolili sobie na przeżycie go w pełni, aby odtańczyli ten taniec zwierzęcia mocy. To niezwykle silne narzędzie w doświadczaniu własnej siły i odkrycia własnej mocy sprawczej. 

DP: Czy tę technikę oddychania możemy potem praktykować w codzienności? Czy jest to bezpieczne? Wiem że na warsztatach odbywa się to w parach. 

KK: Absolutnie nie polecam samodzielnego wprowadzenia się tą techniką w holotropowy stan świadomości. Apeluje wręcz aby tego nie robić samemu. W czasie warsztatów robimy to pod okiem wyszkolonych i specjalnie przygotowanych do tego facylitatorów. Również dlatego, że ten zmieniony stan świadomości może nas zaprowadzić w nieznane obszary, w których potrzebujemy przewodnika. Możemy dotrzeć do trudnych miejsc i wspomnień. Wtedy niezwykle ważne jest, aby był przy nas ktoś, kto pomoże nam przez to doświadczenie przejść, a potem zintegrować. Kiedy jesteśmy w zmienionym stanie świadomości przeżywamy różne stany, euforii, wściekłości, agresji, żalu, czasami mamy skłonności do zatrzymywania oddechu np, wiec nie róbmy tego sami. Na sali są naprawdę dobrze przygotowani facilitatorzy ,którzy zapewniają opiekę i gwarantują, że nikomu się nic nie stanie. Istotnie tak jest, że w czasie seansu oddychamy w parach oddychający zawsze ma koło siebie tak zwanego ”anioła stróża”, partnera, który jest całym sobą, całą swoją uwagą z oddychającym i ani na chwilę nie spuszcza go z oka. Jest w pełni do dyspozycji oddychającego i jest w stanie w każdej sekundzie kiedy byś zaszła taka potrzeba zareagować. Dba nie tylko o jego komfort, ale również i o jego bezpieczeństwo. To bardzo ważne. Nie należy tego lekceważyć.

DP: Dziękuję Ci za rozmowę.

Rozmawiała Dorota Pawelec

Zerknij również na:

szukaj
Szukaj
Kategorie